niedziela, 2 grudnia 2012

No cóż, już nie pamiętam tych wszystkich wycieczek, najważniejsze było zimowisko :)

Było ciężko, było zimno i mokro, ale w ogólnym rozrachunku - super!

8/9 - 15 lutego 2013

Dzień I

Pierwszego dnia przyjechaliśmy do Krakowa pociągiem z Gdańska. Po kupieniu biletów powrotnych pojechaliśmy autobusem do Myślenic.

Tam posłuchaliśmy chwilę Marcina opowiadającego o mieście, a następnie poszliśmy na szlak prowadzący do Schroniska na Kudłaczach.

No cóż, dzień był ciężki, pierwszy, noc nieprzespana, marsz się dłużył...

Kiedy wreszcie dotarlismy do schroniska, co trwało wieczność,

poniedziałek, 19 listopada 2012

II Wycieczka Kursancka - za mną!:)

Odbyła się w tę sobotę - 17 XI 2012

Miałam  grzecznie wstać o 6.30, zebrać się i pojechać na dworzec we Wrzeszczu - tak jak wszyscy. Ale oczywiście, gdy budzik mnie obudził, pomyślałam "Jeszcze 5 minut" i obudziłam się o 8 :P (wszystko przez nocną dostawę zapasów:P)
Na chwilę spanikowałam, ale odnalazłam numer do Ani (kierowniczki poprzedniej wycieczki) i napisałam jej, że zaspałam i czy jest sens jeszcze jechać.
Ania, uczynna dziewczyna, sprawdziła mi skmki i poczekała na mnie na dworcu wraz z Anitą - kierowniczką tej wycieczki - i ... chłopakiem (nie pamiętam imienia - jak zwykle, wstyd:(  )
Dostałam mapę, a ponieważ cała trójka była tutorami, miałam przyjemność prowadzenia prawie całej wycieczki - przydała się lekcja indywidualna po ostatnim zagubieniu się w lesie:P

Z nieocenioną pomocą Ani, udało mi się znaleźć 3 punkty, właściwie nic ciekawego - górki, w których mogłyby się znajdować lampiony na imprezie na orientację.
[ Przebiegły nam drogę dwie łanie - oczywiście musiałam się wtedy gapić w ziemię - a jakże! :) ]
Tym razem nie zapominałam o liczeniu parokroków (to mnie ostatnio zgubiło) i ogarnęłam chyba trochę bardziej zasady łażenia po lesie:) Uczyłam się też chodzić na azymut - wyznaczasz sobie w linii prostej kierunek, w jakim masz iść, znajdujesz punkty w polu widzenia, które są na "linii" marszu i do nich zmierzasz:) W lesie - nie aż tak łatwo rozróżnić jedno drzewo od drugiego, ale jakoś się udało:)


Niestety, taki urok późnej jesieni, że koło 16 zrobiło się szaro, potem całkiem czarno, więc Ania objęła prowadzenie. Okazało się, że moja latarka rowerowa słabo się sprawdza w lesie po ciemku:P
Ale niestety - pan w sklepie tuttu przedstawił mi propozycje od 169 złotych w górę, twierdząc, że takie będą najlepsze. To prawda - widziałam, że latarki niektórych uczestników miały naprawde dobry zasięg. Ale 2 stówy z nieba nie spadną, chyba, że zacisnę pasa i wszystko z korków odłożę na latarkę:)

Ania dzielnie prowadziła nas przez las, wszystko jej się zgadzało z mapą, do pewnego momentu. Była naprawdę skonsternowana, gdy droga, którą myślała, że już szlismy - dopiero się pojawiła:) Zagięliśmy czasoprzestrzeń:) Były też niezidentyfikowane dźwięki w lesie, które to okazały się być rzeczką/przepustem :)
Nie znaleźliśmy drogi na skróty, więc poszlismy na łatwiznę - do wsi Górny, potem kawałek lasem, kawałek bez latarek, i wreszcie zobaczyliśmy światła na horyzoncie - światła Porzecza - czyli naszego celu noclegowego :)

Nocowaliśmy w Leśnym Schronisku Łowców Przygód ( http://porzecze.pl/  ), mieliśmy zamówione ognisko, piekliśmy kiełbachy, ja również bułkę :) (o kiełbasie przypomniałam sobie oczywiście dzień wcześniej o 21 więc marne szanse na kupienie:P Całe szczęście, Ania znów mnie poratowała i "pożyczyła" kiełbasę:P)

Posiedzielismy, pośpiewaliśmy (jeszcze mam w głowie "Poezję" Na Bani), ustaliłam z koleżankami (Olą i Anitą), że zmywamy się o 5.45 na skmkę w Strzebielinie, poszłam więc spać pomiędzy godziną 00 a 1.

Udało nam się, całe szczęście, wstać, wyruszyłyśmy z 5-minutowym poślizgiem i zdałyśmy się na Olę, która wiedziała, dokąd iść. Było ciemno, ale stopniowo się rozjaśniało:) Bardzo przyjemny marsz, 7 kilometrów, ale całkiem szybko zleciało :)

Z piatku na sobotę, pierwsza nocna wycieczka. A ja nadal nie mam porządnej latarki! :P Mam za to 2 nieporządne:)


niedziela, 28 października 2012

28 X 2012

Dziś odbył się wykład w plenerze. Krzysztof oprowadził nas po Katedrze Oliwskiej, bardzo ciekawie opowiadając o tym cysterskim zabytku. To, co zapamiętałam:
- kościół Cystersów rozpoznamy po tym, że okna są od Północy, a od Południa wybudowany jest klasztor.
- Katedra Oliwska jest jednym z najdłuższych (jeżeli nie najdłuższym) kościołów w Polsce - ponad 100 m
- Bardzo wysokie sklepienie - więcej metrów wzwyż nić w poprzek kościoła
- Cystersi zawędrowali do nas z Francji, przez Danię - widać więc wpływy duńskie w architekturze
- rok założenia zakonu -1098
- organy maja 7876 piszczałek, z których wydobywają się różne głosy - od tych tradycyjnych organowych, aż po dźwiękonaśladowcze - odgłosy burzy (które mieliśmy okazję dziś słyszeć), zwierząt i ludzi
- wokół ołtarza znajduje się ambit - jest to swego rodzaju obejście, które wykorzystywane jest w czasie złej pogody jako trasa procesji; znajduje się tam kilkanaście ołtarzy przedstawiających różne sceny z życia Jezusa
- kościół był wielokrotnie rozbudowywany, począwszy od średniowiecza, na baroku skończywszy
- organy są w 3 różnych miejscach - organy wielkie nad wejściem, malutkie z lewej strony i średnie po prawej stronie ołtarza
-Najświętszy Sakrament jest przechowywany w nawie po lewej stronie od ołtarza, nie na samym ołtarzu, jak zazwyczaj

Nie jestem zbyt dobra z historii, ani tym bardziej z zapamiętywania ze słuchu, także to i tak dość dużo informacji; pewnie nie są one najważniejsze, ale zawsze:)

Po zwiedzaniu Katedry poszliśmy do Parku Oliwskiego, gdzie nasza koleżanka z kursu, Natalia, pokazała nam kilka najciekawszych drzew w parku, równocześnie opowiadając o nich.  Na koniec Krzysztof pokazał nam dwie osie parku; ścieżka biegnąca w poprzek była kiedyś ścieżką z widokiem na morze - oczywiście dziś już morza nie widać :)
Było naprawdę strasznie zimno, ale każdy wytrzymał do końca :)


piątek, 26 października 2012

Stało się!

Pierwszy raz w starciu z mapą i kompasem - już za mną.
Ale od początku.

I Wycieczka Kursancka, 20-21 X 2012
Udało mi się pożyczyć wszystko, co niezbędne, a co całkiem bezsensownie zostawiłam w domu. - śpiwór, karimatę i plecak. Muszę się odwdzięczyć dziewczynom :) Kupiłam też kompas, najtańszy, jaki był, bo

Pojechaliśmy autobusem z Gdańska do Trabek Wielkich, w sobotę rano.W autobusie dostaliśmy mapy - czarno-białe, topograficzne. Kompletnie
Wysiedliśmy, poszliśmy do gimnazjum, w którym później mieliśmy nocować, żeby zostawić niepotrzebne rzeczy. W mojej grupie Panem Prowadzącym był Paweł, oraz trochę Ania, kierowniczka wypadu. Na poczatku prowadził Paweł. Opowiedział trochę o Trąbkach Wielkich, poszliśmy, mniej więcej według mapy, w stronę lasu. W lesie, jako pierwszy otrzymał prowadzeni Wojtek, ogarnięty w tych sprawach, chyba już parę biegów na orientację zaliczył :) Znalazł to, co miał znaleźć, bez większych problemów. Potem prowadziła Ola. Doprowadziła nas, również bez problemów, najpierw do miejsca, w którym zabito Alfa Liczmańskiego - komendanta Gdańskiej Chorągwi Harcerzy, a potem do byłej filii obozu koncentracyjnego Stutthof - Grenzdorf (Wieś Graniczna). Opowiedziała nam trochę o nim (czytając wcześniej tablice informacyjne), przekazała najciekawsze informacje. Od tego miejsca to ja dostała prowadzenie. I to był błąd- mój, że je przyjęłam i prowadzących, że mnie wybrali. Początkowo szło dobrze, drogi zgadzały się z mapą. Niestety - ponieważ mapa była z lat 70, a założono szkółki leśne - drogi się trochę pozmieniały i to mnie zmyliło. Dość poważnie, trochę pobłądziliśmy, w końcu nadeszły chwile zwątpienia i rezygnacji. Już naprawdę nie wiedziałam gdzie jestem, gdzie iść... W końcu prowadzący też się poddali; Paweł dał mi tak jasną podpowiedź, gdzie mam iść, żeby znaleźć mój wąwóz, że się udało. Niestety, moje "nierozgarnięcie mapowe i terenowe" spowodowało ogromne spóźnienie grupy w stosunku do innych. Potem prowadziły jeszcze 2 osoby, obie bez problemów. No cóż, bywa i tak, tym razem było "pod wozem". W końcu jednak, chyba ok. 18.30 dotarliśmy do gimnazjum, mogliśmy wreszcie zdjąć plecaki, napić się gorącej herbaty i coś zjeść. Odbył się wykład na temat bycia kierownikiem grupy, który poprowadziła Ola, bardzo ciekawie zresztą, bo wiele wynikało z jej własnego, wieloletniego doświadczenia.

Później pół nocy siedzieliśmy przy ognisku zrobionym z latarki i czerwonej bibuły, grając na gitarze i śpiewając. Zdecydowałam się wstać o 6.30 i jechać jak najwcześniej  z powrotem, bo po co przeciągać. Całkiem nieźle zresztą się wyspałam na tej gimnazjalnej podłodze :)




wtorek, 16 października 2012

Złe dobrego początki

Hej!

Od prawie roku czekałam na październik, bynajmniej nie dlatego, żeby wrócić na uczelnię, ale dlatego, że na SKPT Gdańsk startuje nowy, świeżusieńki kurs na Przewodnika Beskidzkiego!


Oczywiście się zapisałam, oczywiście byłam na pierwszym wykładzie dotyczącym orientacji w terenie, pracy z mapą i kompasem. I oczywiście nadal nie ogarniam, jak wyznacza się azymut, a ponadto mam wrażenie, że mój kompas co chwilę zmienia zdanie, na temat tego, gdzie jest północ:)

No cóż, chęć łażenia po górach, poznania nowych ludzi, którzy mają taką pasję, jest silniejsza niż obawa przed porażką, także zamierzam wytrwać :)

Pierwsza wycieczka - już w ten weekend, niestety (albo stety, bo porfel pusty) nie w góry, ale do Trąbek Wielkich, niedaleko Gdańska, gdzie w praktyce będziemy uczyli się używac mapy i kompasu podczas łażenia po lesie :)

Na blogu będę starałą się relacjonować przebieg wycieczek, a może nawet posłuży on jako zachęta do uprawiania aktywnej turystyki :)

Tymczasem - dobranoc! :)

Angeleen